Płacz albo nie płacz, z drogi swej nie zidzie
Boskie przejźrzenie...
Zakończenie rozjaśnia się przecie optymizmem:
Zaż to, że źle dziś, ma źle być i potym?
Jedenże to Bóg, co i chmury zbiera,
I co rozświeca niebo słońcem złotym.
Powiedziećby można, że utwór ten powstał na marginesie Trenów; nie mamy jednak pewności, czy odnośne ustępy tychże Trenów nie powstały same „na marginesie“ wielkiego przeistoczenia wewnętrznego, które Kochanowski w latach tych przeżywał. Jest przytem pewien ślad, że podobnym, jak w pieśni cytowanej, akordem optymizmu, a właściwie aktem wiary posłusznej, chciał Kochanowski pierwotnie zamknąć też tr. XVII. Dwa ułamki trenowe, zachowane wśród Fragmentów, a niesłusznie liczone do pierwszych rzutów poematu,[1] są jakby konkluzją długiego dowodzenia całego trenu; mimo formy odmiennej łączy je uderzająca zgodność myśli oraz identyczny układ motywów, tak, że siłą rzeczy i słowa wplątały się te same:
Próżne nasze staranie
Na wieczne Boskie zdanie,
Co Bóg rzekł, to tak będzie,
Człowiek tego nie zbędzie.
A cokolwiek czynimy
I cokolwiek cierpimy,
Wszytko pochodzi z nieba,
W tym nam wątpić nie trzeba.
Pierwszy dzień dał każdemu
I ostatni, a k’ swemu
Końcowi wszyscy idziem,
Skąd już nazad nie przydziem.
.................
Co raz Bóg przejźrzał, to już być musi,
A o to człowiek próżno się kusi,
Aby nawiętsze jego staranie
Mogło zatrzymać to wieczne zdanie:
Wszytko na świecie idzie swym pędem,
Nie omylnością, abo za błędem,
A co z przyczyny wieczej zstępuje,
Tego i sam Bóg nierad hamuje.
- ↑ Sinko T., „Treny“ i t. d. str. XVI—XVII.