Żałość moja długo w noc oczu mi nie dała
Zamknąć i zemdlonego uspokoić ciała;
Ledwe mię na godzinę przed świtanim swymi
Sen leniwy obłapił skrzydły czarnawymi.
W myśli czytelnika, który, jak my, głęboko ma w pamięci „trzy godziny“ Gustawa, budzi się pierwsze, przelotne wrażenie, że Kochanowski, łącząc do myślowo zamkniętego już cyklu tren XIX, tworzył fikcję, jakoby to wszystko, co poprzednio pisał, było przeżyciem jednego dnia, może jednego wieczoru, „sięgającego długo w noc“. Treny, rozsypujące się na szereg drobnych fragmentów, zyskałyby w ten sposób jednolite ramy architektoniczne, natężenie uczuciowe poematu wzrosłoby niepomiernie, a analiza literacka zyskałaby nowy jeszcze punkt widzenia: intensywność przeżycia, przemyślenia i zanalizowania tak ogromnego obszaru uczuciowego w przeciągu kilku fikcyjnych godzin: wspomnienia, rozpaczy i modlitwy. „Okrągłość formy“, o której ongiś marzył Faleński, byłaby niewątpliwie spełniona.[1]
- ↑ Skoro już o tej dość ryzykownej hipotezie mowa, warto przypomnieć, że poetyka renesansowa szanowała nakaz starożytny, że tragedja zaczynając się z dniem, winna skończyć się po zachodzie słońca, lub niedługo później. Przepis ten przypominała przedmowa do Sofonisby Trissina (1526), pierwszy kanon scenicznej teorji humanistycznej Tragedja i cykl funeralny, jak odległe to (zdawałoby się) dziedziny! A jednak poetyka ówczesna — w czem dowód istotnej nowożytności — nie rozdziela form tych tak ostro. Pontanus pisze, że epitaphium zawiera w sobie cząstki wszystkich trzech rodzajów poetyckich: »Ad tragoediam quoque reiiciantur, quae in mortem interitumque alicuius scribuntur: est enim per se res tragica mors«. Nasz zaś Sarbiewski wywodzi, że »Eneida jest najdoskonalszym wzorem nie tylko epopei, ale