linję charakterystyki. Mógł przemawiać do syna zmarły hetman Tarnowski w poemacie O śmierci Jana Tarnowskiego i w elegji łacińskiej, gdyż znajomość i wiedza życia była cząstką integralną jego charakterystyki, ale nie Urszulka, która była uśmiechem i szczebiotem ojca, jego wymarzoną „dziedziczką lutni“.
Zatem jedyną osobą działającą w trenie XIX jest „trefna“ pani Kochanowska. Czy to wejście na scenę postaci, o której dotychczas nic w Trenach nie słyszeliśmy, nie przypomina pospolitego zresztą w poezji owych czasów deus ex machina? Otóż, gdyby autor Zgody, wprowadził, jak mu to doradzała skwapliwie poetyka renesansowa, jakąś personifikację lub wogóle postać obcą,[1] powstałoby wrażenie sztuczności i rozdźwięk, dla poematu niechybnie szkodliwy. Matka poety nie budzi tego dyssonansu; witamy ją nieomal jako osobę dobrze znaną. Nie dlatego przecie, że wiemy o jej rozsądku i dowcipie (z Dworzanina!), oraz o przywiązaniu synowskiem i czci Jana (głównie z trenu XIX właśnie!) — ale ponieważ jej postać nie wychodzi z kręgu poematu familijnego, tak nieuchwytnie ale tak głęboko zaznaczonego w pierwszej części Trenów.
Ojciec, córka i w cień nieco usunięta matka, to wszystkie osoby działające. W trenie XII mamy szczęśliwy obraz domu, który Urszulka napełnia gwarem i radością; w trenie VIII rozpaczliwą pustkę: „pełno nas a jakoby nikogo nie było“... To gniazdo rodzinne, tak drobnemi kreślone rysami, wbija się na trwałe w pamięć czytelnika; matka poety jest jego niematerjalną ale żywą cząstką, jest, w myśl prastarych wierzeń, duchem opiekuńczym tego ogniska. Dlatego nie razi jej nadejście bez wszelkich omówień:
Na ten czas mi się matka właśnie ukazała... —
i jej słowa tak proste:
Śpisz Janie? Czy cię żałość twoja zwykła piecze?
Materjał konsolacyjny, przygotowany w literaturze klasycznej, był niezwykle bogaty, choć obracał się w kole tych samych, wciąż powtarzających się motywów. Kochanowski czerpie też —
- ↑ Por. odnośne ustępy u Pontanusa, Scaligera i innych.