powrócił myślą do dawnej poezji, przypomniał sobie zagadnienia nierozwikłane lub niepokojące, i tutaj dopiero ich rozwiązanie, łaską niebios oświetlone, odnalazł. Tak bowiem powraca i sam poeta, wyraźnie nawiązując ustępy swej konsolacji do myśli poprzednio rzuconych.
Na okrzyk przeceniony: „Gdzieśkolwiek jest, jeśliś jest“... — odpowiada tedy tren XIX:
Czyli nas już umarłe macie za stracone
I którym już na wieki słońce jest zgaszone?
A my owszem żywiemy żywot tym ważniejszy,
Czym nad to grube ciało duch jest ślachetniejszy.
Ziemia w ziemię się wraca a duch z nieba dany
Miałby zginąć, ani na miejsca swe wezwany?
O to się ty nie frasuj, a wierz niewątpliwie,
Że twoja namilejsza Orszuleczka żywie.
W trenie IX poeta humanista biadał nad ruiną całego swego życia; teraz matka przemawia do jego rozsądku:
Na koniec, w co się on koszt i ona utrata,
W co się praca i twoje obróciły lata,
Któreś ty niemal wszytkie strawił nad księgami,
Mało się bawiąc świata tego zabawami?
Terazby owoc zbierać swojego szczepienia
I ratować w zachwianiu mdłego przyrodzenia.
Zwątpienie krańcowe trenu XI, wyrażone w słowach, które snują się odtąd aż do trenu XVIII:
Żałości co mi czynisz? Owa już oboje
Mam stracić: i pociechę i baczenie swoje?
zyskuje odpowiedź dosadną i obszerną:
Swoje szkody tak szacuj i omyłki swoje,
Abyś nie przepamiętał, że baczenie twoje
I stateczność jest droższa; w tę bądź przedsię panem,
Jako się kolwiek czujesz w pociechy obranem.
Człowiek urodziwszy się, zasiadł w prawie takim,
Że ma być jako celem przygodom wszelakim.
Z tego trudno się zdzierać. Pocznimy, co chcemy,
Jeśli po dobrej woli nie pójdziem, musiemy.
A co wszytkich jednako ciśnie, nie wiem czemu
Tobie ma być, synu mój, naciężej jednemu...?