nie zaznawszy ani wielkich rozkoszy, ani téż wielkich utrapień.
Nazajutrz, koło ósméj rano, obudziła się pani Dagand trochę niby niezdrowa. Całą noc przepędziła niespokojnie, choć zazwyczaj spała smacznie i mocno, jak dziecko. Wczoraj, w operze, w téj loży, niewyraźnie czuła pani Dagand, że dzieje się koło niéj coś dziwnego. Przez cały akt ostatni, uparcie zwrócona na nią lornetka, — lornetka księcia, jak wiadomo, — sprawiała jéj pewien rodzaj wzruszenia, wcale zresztą przyjemnego. Miała suknią bardzo wyciętą — matka twierdziła nawet, że za bardzo — i wobec uporu téj lornetki, kilka razy podnosiła trochę ramiączka stanika. I teraz oto, otworzywszy oczy, zamknęła je znowu pani Dagand, leniwa, rozespana... Myślą pomiędzy snem a rzeczywistością błądząca, wracała do sali Opery i widziała zwróconych na nią, — na nią jedną tylko sto, dwieście, pięćset uparcie patrzących lornetek.
Weszła pokojówka i postawiwszy na stoliczku przyniesioną tacę, rozpaliwszy na kominku dobry ogień, odeszła. Na tacy stała filiżanka czekolady, obok któréj leżał dziennik, ten sam, co zawsze. Wtedy bohaterskim wysiłkiem podniosła się pani Dagand z łóżka, wsunęła maleńkie bose nóżki w pantofelki, futrem wyłożone, otuliła się kaszmirowym, białym szlafroczkiem i, trochę z zimna drżąca, wygodnie sobie usiadła w fotelu, stojącym niedaleko ognia. Dotknęła ustami brzegu filiżanki i sparzyła się troszkę; trzeba czekać aż czekolada wystygnie. Postawiła więc filiżankę, wzięła dziennik, rozłożyła go i szybko przebiegła spojrzeniem sześć kolumn, z których składała się piérwsza stronnica.
U samego dołu szóstéj, ostatniéj kolumny znajdowały się następujące wyrazy:
„Wczoraj w wieczór, w Operze nader świetne przedstawienie „Romea i Julii.” Mnóztwo pań z wielkiego świata: piękna księżna de Montaiglon, śliczna hrabina de Sardac, przecudowna margrabina de Muriel, ponętna baronowa de..
Chcąc przeczytać nazwisko baronowéj, trzeba było prze-
Strona:Najpiękniejsza.djvu/009
Ta strona została uwierzytelniona.