swojéj kancelaryi, aby zarabiać w niéj pieniądze dla najpiękniejszéj w Paryżu osoby.
W porę właśnie przystąpił do tego zajęcia, bo zaledwie pani Dagand pozostała samą, przyszła jéj do głowy myśl, która wyciągnąć miała sporą paczkę biletów bankowych z kasy regenta, mieszkającego przy ulicy Smoka. Pani Dagand miała dotychczas zamiar włożyć na zebranie do Palmerów suknią, która liczyła już sobie długie lata służby. Dotychczas ubierała się jeszcze pani Dagand u szwaczki, która robiła jéj ślubną suknią i ubierała jéj matkę, a mieszkała po lewéj stronie Sekwany, w nieeleganckiéj dzielnicy Paryża. Teraz jéj się zdawało, że nowe stanowisko wkłada na nią nowe obowiązki. Nie mogła pokazać się u Palmerów inaczéj, jak w sukni, któréj nikt jeszcze nie widział, w sukni wyszłéj z rąk piérwszorzędnéj znakomitości krawieckiego zawodu. Po południu kazała więc zaprządz i śmiało rzuciła stangretowi adres jednego z najsłynniejszych krawców damskich. Stanąwszy przed przybytkiem niezrównanego artysty, wzruszona nieco, przeciskać się musiała, chcąc dotrzéć do niego, przez istny tłum lokai, zebranych w przedpokoju, gdzie na śmiechach i gawędzie spędzać zwykli długie godziny oczekiwania. Wszyscy oni prawie należeli do „towarzystwa,“ do wielko-światowego „towarzystwa:” wczorajszy wieczór spędzili razem w ambasadzie angielskiéj, a dziś wieczorem znowu się zejść mieli u księżnéj de Trémoille.
Pani Dagand weszła do salonu, wspaniale, bardzo wspaniale, zanadto wspaniale urządzonego. Było tam ze dwadzieścia stałych a bogatych klientek: królowe salonów i królowe sceny, niespokojne, wzruszone, rozgorączkowane.... Wszystkie przypatrywały się z zajęciem wysokim, kształtnym pannom, tak zwanym „pannom od chodzenia,” ubranym na pokaz dla klientek w najświeższe pomysły właściciela magazynu. Wielki ów mistrz, arcy-mistrz mody, znajdował się tam również, surową powagą stroju do dyplomaty podobny. Tużurek miał czarny, na wszystkie guziki zapięty, krawat o długich końcach z piękną szpilką, ofiarowaną mu przez pewną „jéj Książęcą Wysokość” (powoli płacącą rachunki) a w dziurce od guzika wstążeczkę orderową, będącą znowu darem pewnego udzielnego książątka, (które to książątko powolniéj jeszcze płaciło rachunki jednéj z tancerek Opery). Chłodny, nieporuszenie spokojny, poważny
Strona:Najpiękniejsza.djvu/014
Ta strona została uwierzytelniona.