Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/100

Ta strona została przepisana.

rych zpoczątku namawiać nas było trzeba, zaczęły nam się coraz więcej podobać. Pani Glinicka pozwalała nam wszędzie biegać, wszystko ruszać, wszystkiego się napierać. Nieraz głośne śmiechy nasze rozlegały się po jej pokojach.
— Mój Boże! — mawiała wtedy zacna ta pani — jak to dzieci prędko zapominają, ani pomyślą o nieboszczyku ojcu, ani zatęsknią do matki.
Tymczasem my z Józiem wcaleśmy nie zapominali, ojciec był ciągle myślom naszym przytomny, a do matki serca nam się rwały, tylko uczucia te nie mieszały się z uczuciem cierpienia.
Kto wie, czy boleść nadgrobowa, czy smutek za umarłymi istotnie w naturze ludzkiej sam z siebie powstaje? Byłoby to wielką niesprawiedliwością, lub wielką niekonsekwencją. Śmierć — jedyna niezawodność w losie człowieka, śmierć-konieczność, śmierć-przeznaczenie, śmierć jakieś jutro nieuchylone każdego zrodzonego na ziemi człowieka, czemużby nieszczęściem lub strachem dla drugich być miała!? Żałoba niezawodnie sztucznym jest wyrobem, albo przygotowawczem ćwiczeniem do tego, co się istotnie umarłym należy.
Umarłym należy się pamięć, zachowanie stosunku przez utrwalenie we własnem życiu ich zasad, gdy były poczciwe, przez dosnucie ich zamiarów, gdy były szlachetne, zachowanie tak wierne, jak wiernie dziejowość je zachowuje przez smutne skutki złych wpływów, które na nas wywarły, przez ciężką pokutę za ich grzechy i błędy. O! pielęgnujmy w sobie to dziecinne usposobienie przy każdem wiekuistem rozstaniu. Nie płaczmy, ale pamiętajmy, iż nasze życie umarłych przedłuża.
Pani Glinicka była to majętna wdowa, drobna, szczupła, żywa i czynna, pracowita, jak się to rzadko pono