Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/287

Ta strona została przepisana.

to wszystko dostaniesz odemnie dwieście dukatów, radź z tem sobie jak możesz, a nie kłopocz się o koszta naszego przesiedlenia do Warszawy, bo te ja biorę na siebie.
Wuj Kazimierz widział, że istotnie matka czyni, co może, a nawet trochę więcej, niż może, dla niego. Było to rzeczą tak niezwykłą przy jej bezświadomym egoizmie, że dziś ja sama tego wytłumaczyć sobie nie umiem; gdyby wuj Kazimierz do ulubieńców należał, to jeszcze mniejby mi się dziwnem zdawało, ale go zawsze do obojętnych liczono. Czy więcej go ukochała, kiedy sam jeden z czterech synów jej został, czy tak gorąco pragnęła związku, który miał imię rodowe Kalińskich utrwalić, czy panna Stopkowska swoją rezygnacją na ciasnotę, swoją gotowością na obywanie się bez wygód, do których ją przyzwyczajono, swoimi półsłówkami o chęci poświęcenia się dla tak zacnej rodziny jej miłość własną zadrażniła, trudno to sprawiedliwie rozsądzić; dość, że w całym układzie babunia przedewszystkiem o ułatwieniu życia nowo kojarzącej się pary myślała, nawet Teklunię trochę na bok z uwagi spuściła. Cóż dziwnego, że innych zapomniała zupełnie; ale Teklunia nie zapomniała o nikim z ukochanych swoich.
— A cóż z ciotką Rózią się stanie? — zapytała babuni.
Babunia lekko się zarumieniła, gdyż istotnie, wśród daleko sięgających planów o tej jednej krewnej, od lat młodości prawie najczynniejszej pomocnicy swojej, w ciężkich przejściach najwierniejszej swojej towarzyszce, o tej nie pomyślała wcale.
— Ciotka Rózia — rzekła, jąkając się trochę — ciotka Rózia... zapewne przy szwagrze lub przy której z zamężnych siostrzenic osiędzie; my tu wszyscy, jak je-