Strona:Narcyza Żmichowska - Czy to powieść.pdf/300

Ta strona została przepisana.

czynę, tylko nagle głęboki smutek mnie ogarnął. Przez całą drogę tak cieszyliśmy się z Józiem, że do Warszawy wracamy! Z Warszawą łączyliśmy wspomnienia szczęścia, radości, jakiegoś bytu błogiego, bez troski, bez cierpień, wśród samych życzliwych i kochających nas osób. Zdawało nam się, że cała przeszłość nasza, z ojcem niegdyś spędzona, wróci nam taką samą, bez ojca. Jużcić wiedzieliśmy, że trochę smutniejszą być musi, że trochę pustszą i ciągle za oddalonym z pomiędzy nas tęskniącą, ale zresztą taką samą; skądżeby nawet inną być mogła. W miarę jak zbliżaliśmy się ku stolicy, Józio niecierpliwie kamienie stajowe przy szosie rachował.
— A to już milę tylko mamy do Warszawy; to już pół mili, a to już ćwierć tylko przed nami. Ot widzę, widzę, rogatki niedaleko!
Uczestniczyłam przez czas jakiś w jego okrzykach, lecz gdy na mnie owo niespodziane przygnębienie padło, ucichłam zupełnie, wysunęłam się z pomiędzy babki i ciotki Joasi, przyklękłam na dnie powozu i głowę o kolana matki jakby do snu oparłam. Sama przed sobą sprawy zdać nie mogłam, czy mi żal było Mielinka, czy strach tej Warszawy, którą tak ciemne tumany osłaniały; pamiętam jedynie, że gdybym była mogła, tobym była jaknajdalej uciekła; pocieszałam się mnóstwem niedorzecznych przypuszczeń: może nam za rogatki wjechać nie pozwolą; może ktoś z Mielinka konno przycwałuje i tak ważne listy odda babuni, że wszyscy będziemy musieli powracać; a może to nie Warszawa.,. Wujaszek Kazimierz opowiadał przecież, jak to w dalekich krajach ukazują się miasta, ogrody, jeziora; podróżnik dąży ku nim, wtem z przed oczu mu nikną; kto wie, czy ona tak nie zniknie? Może też koła się połamią; może ja zachoruję i umrę nagle; o! byle nie dojechać — nie doje-