Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/118

Ta strona została uwierzytelniona.

76

słaby, ty śmieszny, w głowie ci się zakręci, ręce ci zemdleją — daj pokój — ha, może ci tak mówiono? — Ale słuchać nie chciałeś — od zamętu, od hałasu mózg ci w głowie zakipiał — ręce drżą do cugli — oczy widzów magnetyzują cię prawie — im ich więcej, tem lepiej. — Siadłeś na wóz i pędzisz — konie pianą parskają — obłok kurzu cię okrył — nieba nie widzisz — z samą przestrzenią się gonisz — czy jej uciekniesz — czy ją wyścigniesz — a słyszysz, jak to się śmieją — oh! szyderstwo pospólstwa, to harpja, co serce wygryza; obelga śmiechu, to rozpalone pod czaszką żelazo! — Śpiesz się, śpiesz się — bo cię uprzedzi tamten wóz purpurą ozdobny, którego białe konie wyciągnięte strzałą lecą w powietrzu — a czy słyszysz oklaski — czy słyszysz tryumfu okrzyki? — Śpiesz się — śpiesz — tam naprzeciwko sędziowie z bacznem okiem i meta już bliska — tobie pęd powietrza głos w piersiach tamuje — chciałbyś krzyknąć — jak krzykniesz, twoje rumaki nowych sił wydostaną... ha! krzyknąłeś i przy mecie jesteś — ty pierwszy. — Spojrzyj teraz po widzach, śmiej się z tych, co o tobie wątpili — bierz nagrodę i wychodź ze szranek z dumnem czołem, z hardym wzrokiem, i słuchaj jak po drodze twojej jedni drugim z ust do ust podają — «to on, to on, zwycięzca hipodromu...»
Brat zamilkł i patrzył na mnie. — Jużcić, przyznam się państwu, że było wtedy mówić do mnie o koniach, o wyścigach, o tych przemianach zwątpień i nadziei, to jak gdyby kto w oczach szulera najpiękniejsze tasował karty i pobrzękiwał złotemi stawkami — jakoś mi się cieplej zrobiło — śmiać się zacząłem, a Cyprjan rozgarnął mi włosy i znów dalej mówił, lecz głos jego był uroczystszy, głębszy, czasem trochę drżący nawet.
— Może też ci się śniło, Benjaminie, że miałeś głowę arabskiemi wonnościami skropioną, tunikę z najcieńszej wełny sydońskiej utkaną, wieniec różany