Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/120

Ta strona została uwierzytelniona.

78

gdyby ona nie była ową Medeą,[1] co żywiołom rozkazuje, — ale Medeą, która nigdy zbrodni nie popełni, bo wiecznie kochaną będzie — gdybyś ty, po jej miękkich wezgłowiach hartowniej wśród spartańskich niewygód zasnąć potem nie umiał, gdyby ona z swych ust rozpieszczonych krwawym na torturach nie splunęła w potrzebie językiem — gdybyście oboje nie mieli tej wyobraźni, co wam w poezję każdy całunek ozłoci, tej śmiałej myśli, co z każdej chwili radosnej chwilę siły wyciągnie, co zawsze nową prawdę wykryje lub nowy sposób na szczęście utworzy — gdybyście nie byli tak właśnie duchem potężni, inteligencją wzniesieni, przyznaniem szlachetni, tobyście i tak szczęśliwi nie byli — bo szczęście — słuchaj, niech ci się chociaż śni o tem Benjaminie, — szczęście zupełne jest dane tylko temu, kto umie najpokorniej dla dobra bliźnich cierpieć i najnamiętniej kochankę do drżącej piersi przycisnąć.
Ucichł znowu Cyprjan — ja go słuchałem jeszcze, dziwy mi się po głowie roiły, wszystkiemi jego słowami niby krew w żyłach wzbierała — jednak czułem potrzebę odparcia tych wrażeń.
— Kusicielu! — rzekłem zcicha.

Brat się nachylił, pocałował mię w czoło — ale nagle świeca, którą trzymał, zadrżała, upadła z lichtarzem na ziemię i zgasła. — Schwyciłem Cyprjana za rękę, ręka była zimna jak lód — krzyknąłem — Karol się obudził — wstał prędko — świecę znów zapalił i przy jej świetle ujrzeliśmy Cyprjana bez przytomności, na krawędzi łóżka przewieszonego... krew mu się kawałami z ust waliła... był przerażającej, żółtej jakiejś bladości... myślałem, że już umarł. W tej chwili dzwonić w kościółku na mszę pasterską zaczęto...

  1. Medea, legendarna czarnoksiężniczka, córka króla Kolchidy. Uciekła z Jazonem, wodzem Argonautów, który dzięki jej czarom stał się panem Złotego Runa. Odmłodziła swą czarną sztuką ojca swego męża, kiedy zaś ją opuścił, zamordowała przez zemstę własne dzieci.