Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

82

cież nieraz później zdarzyły się chwile, w których ja nie do przeszłych radości, nie do straconej swobody, ale do owego przejścia pierwszej boleści zatęskniłem sobie. Taka boleść nie wyczerpuje ducha; póki jest nadzieja ulżenia drugim, zbogacenia ich choćby własną największą nędzą, póty jest uświęcenie boleści; — lecz gdy nas to zadrażni, co nawet innym także zawadą lub zgorszeniem padnie, wtedy jest ból prawdziwy, okropny — bezrozumny jak zwierzę, bezbożny jak piekło!
Cyprjan zwolna przychodził do siebie, spojrzeniem i niepewnym uśmiechem za troskliwość dziękował, ale mówić nie mógł, bo zanadto był osłabiony — usnął wreszcie i mieliśmy go pilnować koleją, — ja pierwszy miejsce przy nim zająłem, lecz gdy się wszyscy rozeszli, nikogo później puścić nie chciałem. Siedząc tak, siedząc godzinę po godzinie w najgłębszej cichości, sam nie wiem jakim spadkiem myśli zadumałem się nad wszystkiem, co mi Cyprjan przed swojem zemdleniem mówił — i było to dziwne dumanie. Robiło mi się czasem rozpaczliwie tęskno i duszno, a później znowu było mi jakgdybym się miał śpieszyć gwałtownie, jakgdyby coś o jednę chwilę życia uciec mi lub dogonić mnie miało — było mi jakgdybym się niecierpliwił, jakgdybym nie mógł prędko rozpieczętować najpożądańszego listu, zerwać lub rozsupłać powrozu, którymby mi nogi skrępowano, nagłym ruchem zacisnąłem palce o palce, że aż mi wszystkie stawy chrupnęły i przerzuciłem obie ręce na założone kolano. Nie wiem, czy ten ruch prędki, czy inny jaki powód zbudził Cyprjana, ale gdy spojrzałem ku niemu, już miał oczy otwarte i smutno wlepione we mnie.
— Może ja źle zrobiłem? rzekł swoim dawnym, poczciwym, braterskim głosem — wplotłem przedwczesne marzenia w twoję duszę i już cierpisz.
— Oh! cóż ty znowu o cierpieniu mówisz! szcze-