84
zji, czemu Alcybiadesa? o to samego Pana Boga pytaj. Raz przed cudnie zrobioną Matką Bolesną w zachwyceniu stałem — usta, co się nie skarżą, łzy, co bez wiedzy płyną, dusza z przewagi nerwów wyzwolona, świat ziemski daleko w przepaść zapomnienia odepchnięty — widziałem, rozumiałem wszystko; wtem nagle postaci mego obrazu wzrok mi przesłoniły, niech ci mędrzec prawem ostateczności ten objaw tłumaczy, ja wiem tylko, że podziwiałem świętość w najokropniejszej boleści, a mnie się ukazała świętość w najżywszem szczęścia uniesieniu; wiem, że się modliłem do chrześcijan Niepokalanej Dziewicy, a mnie pojęcie całej przeszłości poganizmu do duszy wstąpiło i kazało się malować; — wyraźnie kazało się malować — i odtąd całe życie moje było ciągiem jednej nad tym obrazem pracy, a nie przed sztalugą tylko. Ja wszędzie i w każdej chwili zbierałem farby, zarysy, pod wszystkie światła promienie ustawiałem go sobie, i nakoniec treść jego przejęła mię, przepełniła, i zacząłem nią żyć, żyć — po ateńsku, chwilami rozkoszy, piękności i siły młodzieńczej... o! jednak to chyba ludzie się cofnęli, kiedy dziś śmieją takiemu życiu zaprzeczać... o! jednak to mój Benjaminie pieśni, tańce, gwar szumnej uczty, powiewne szaty białych kobiet, rubinowe i złote płyny w przejrzystych szumiące kształtach — wonne kwiaty i wonne kadzielnic kosztownych dymy, światło czystej oliwy, światło drogich kamieni, i naświatlejsze światło spojrzeń pięknych oczu! — o! jednak to mój Benjaminie, to dobre, bo to szczęśliwe — tego odpychać nie można — a kiedy wyżej od tego jeszcze myśl twoja uleci — kiedy to nawet przedążysz sławy pragnieniem i przepięknisz chwilą natchnienia — kiedy więcej niż tak wiele da ci talent twój — o, doprawdy wtedy i życia i miłości i sił swoich niema poco żałować! Ja dziś
spokojnej ambicji, naprzemian uwielbiany przez lud i skazywany na wygnanie, zginął zamordowany z rozkazu bityńskiego satrapy. Był kochankiem Aspazji.