Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.

86

wość: — jakie też to szczęście być może? i nieszczęśliwy boi się wszystkiego, nieszczęśliwy jest najnikczemniejszym tchórzem, chociaż sam przed sobą i przed drugimi zapiera się tego — nieszczęśliwy, gdy mu umierać przychodzi, umiera z przekleństwem na ustach, wyrzuca piekielne szyderstwo Bogu i pluje na świat, co mu niezrozumiały, niepojęty, dał potrzeby bez zaspokojenia, dał czas do cierpień, a nie dał jednej chwili do radości. — Ja tak nie umrę, mój bracie; byłem szczęśliwy, kochałem, używałem, stworzyłem mój obraz; miałem wszystko, nie żałuję niczego.
I z ostatniem słowem Cyprjan, który w ciągu swej mowy rzeźwiał i silniał widocznie, nagle wstał z łóżka jakgdyby najzdrowszy w świecie i prędko ubierać się zaczął.
— Aha! mój Benjaminku, ze śmiechem wołał na mnie, jeszcze mnie ledwo przez połowę rozumiesz — jeszcze mnie wcale nie rozumiesz nawet.
— Wcale nie rozumiem, prawdę powiedziałeś — odrzekłem wolno, z namysłem.
— Bo też ty niczego nie rozumiesz, ani szczęścia, ani nieszczęścia, ty dziecko jeszcze!
— Mylisz się, ja tylko nie rozumiem siebie w twoim obrazie.
— Ale chciałbyś zrozumieć — ot, ciekawość, pierwszy gradus[1] do piekła — i zdaje ci się niby, iż mógłbyś walczyć z nieszczęściem, które jest wieczną, niespokojną i nigdy nie zaspokojoną życia ciekawością — daj pokój tym urojeniom — idź swoją drogą, bądź szczęśliwym — poznawaj i bierz.

Jako widzicie, moi państwo, Cyprjan zaczynał dziwaczyć, miał gorączkę, ale poco ja go słuchałem, tak, słuchałem uchem i duchem. On tymczasem chodząc, rozmawiając, zbliżył się do wielkiego zwoju płótna, który stał w głowach jego łóżka, niedaleko ode-

  1. gradus = stopień.