102
łem, nie odpowiedziałem i odeszły z uśmiechem na twarzy — one pojąć nie mogły bezwątpienia, co znaczy takie bezsłowne uniesienie przybysza — one zrodziły się i wzrosły wśród tych przepychów — ale mnie z ubogiej rodziny, najmłodszemu dziecku, mnie biednemu górnikowi, mnie, któremu zasiane przez Cyprjana fantazje tak bujno rozkrzewiły się w nieograniczone marzenia i chęci — cóż dziwnego, że przy ich pierwszem nadspodziewanem spełnieniu trochę się zaćmiło w oczach, trochę pokręciło w głowie. Jednakże wtedy jeszcze przy niespożytych zasobach mej młodzieńczej siły to zawsze miałem w sobie, że pomimo największej skłonności do roztopienia się w jakiejś, że tak powiem, senliwej ułudzie, pomimo najżywszej, najdziecinniejszej wrażliwości mojej, z każdą chwilą gwałtowniejszego przejścia odzyskiwałem zupełną równowagę władz mego umysłu, i to zazwyczaj, co się zdawało być przeznaczonem do zupełnego stargania już nadwątlonych włókien zimnego sądu i stanowczej woli, to mię zwykle właśnie wyzwalało z pod zewnętrznych wpływów — to mi sąd i wolę, kamienną wolę, wracało.
Otóż i tej nocy dźwiękami, woniami, światłami upiłem się niby wymiarkowaną na ten skutek dozą wschodniego narkotyku — lecz tuż przy mnie ozwał się dźwięk jej głosu, rozpłynęła dokoła woń jej szaty, zaświecił blask jej cudnego oblicza — jam powinien był odrazu stracić rozum — oszaleć... a ja właśnie na chwilę przyszedłem do rozsądku. — No, proszę was, piękne panie i młodzi panowie, nie krzywcie się tak bardzo na ten wyraz. — Rozsądek to jest kawałek owego powszedniego chleba, o który w pacierzu matki was prosić uczyły — rozsądek najpośledniejszy wyrób ludzkiego mózgu, szmatka, na którą wszyscy ubodzy w duchu zdobyć się mogą, klej, co w spójności trzyma mędrców i prostaczków, gdy im najwyższego religjamentu, gdy im miłości zabraknie. — Francuzi trochę lepsze od nas mają na to wyrażenie, oni ten rozsądek, o któ-