Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.
103

rym ja chcę mówić, zowią: le sens commun[1] — i w istocie jest to jakiś zmysł powszechny, zapomocą którego można przyswoić sobie, można się wtajemniczyć niejako w sposób widzenia tak ogólny, że na co spojrzę, to mi się przedstawi takiem, jakiem jest dla wzroku innych, a dopiero co ja tam dojrzę w przydatku, w ujemności, lub w odmianie zupełnej, to już moja własność, mój twór — ale zawsze, bądź co bądź, ja do źrenicy mojej gromadzę wszystkie promienie, pod któremi ludzie bracia na świat Boży patrzą — ja mam zmysł powszechny — sens commun — który, jeśli chcecie, ochrzcijcie sobie nawet pospolitym zmysłem, zawszeć on mię włączy w masę ogółu, zawszeć on mi nie da odpaść w dziwactwo i niepojętość. Bo proszę was, powiedzcie mi, na co się niepojętość przyda? na co ja przydałem? — Ach! prawda, i Bóg także jest niepojęty — Bóg konieczność — Bóg przeznaczenie — lecz On ma czas, wieczność i prawdę niezjawioną — a człowiek, co ma — a ja co mam? Szaleństwo...
Wtedy miałem jeszcze rozsądek — i widzicie, o moi dobrzy słuchacze, bez owej resztki rozsądku nie byłbym dziś w stanie powiedzieć wam nawet, jaką to była ta kobieta, co mi życie wzięła — bo jaką ja widziałem ją potem, oh! to wy pewno nicbyście nie zrozumieli, gdybym wam gadać zaczął — czy są też wyrazy po temu, ja nie wiem i nie szukałem ich nigdy — ale jaką ona dla innych wydawać się mogła, to wam powiem — słuchajcie.

— Wysoka była — blondyna, miała w czarnych rzęsach ciemno-zielone oczy — na twarzy jakby ślad znikającego rumieńca, na spadzistych ramionach, na wydatnej piersi lekko-żółkniejącą białość marmuru. — No i cóż, wszakże jakgdybyście ją widzieli przed sobą? — Oh! prawda — właśnie też — ona wysoka — ale przecież nie jak inni ludzie, wysoka wzrostem i cia-

  1. commun = pospolity.