Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.
105

między nami istniejąca różnica. — Powinniście mię przynajmniej z ciekawością słuchać — ja wam wszystko opowiem, jak to się umiera za życia, ale nie teraz jeszcze — teraz ja żyję — ja mam lat siedmnaście i siedzę na złotolitem wezgłowiu w pysznym salonie zaczarowanego zamku. — Ona stanęła przy mnie — chrzęsnęła tęga mora jej szafirowej sukni, przewionął mi koło oczu lekki białej gazy obłok, na jaśniejących włosach zaskrzyła wąska na ćwierć cala tylko lecz równemi w całej szerokości swojej diamentami nabijana opaska i poznałem ją — poznałem twarz ową z blaskiem pioruna ujrzaną raz pierwszy.
— A kto doścignął, a kto w równi stanął? — mówiła ona, pytacie — szukacie daremnie — to on — i trącił mię po ramieniu jej wachlarz kosztownemi piórami chwiejący — podniosłem głowę i oczy — sam z miejsca nie wstałem — wszakże pojmujecie, że gdyby przed którym z was objawiła się jaka święta — gdyby wizją stanął anioł naprzykład — toby żaden z was przecież nie mógł zerwać się z krzesła lub kanapy i ukłonić według towarzyskiej grzeczności przepisów. — Ja też siedziałem i patrzyłem — jej kamienne oczy przycisnęły mię do miejsca — ale jej usta zaczynały się zwolna uśmiechem rozciągać — zwolna, zwolna, aż perłami drobnych ząbków błysnęły. — «Przyznajcie też, czy się komubądź sprawiedliwiej należało pierwszeństwo?» — dodała ciągle swoim wachlarzem o ramię moje wsparta.
Już na pierwsze jej słowa dość znaczne wkoło nas zebrało się grono, po tych ostatnich wyrazach jeszcze więcej kobiet i mężczyzn przybyło.
— Oh! prawda. — Oh! śliczny — oh! piękny! mówiono dokoła, a ja nawet nie uczułem najlżejszego pomięszania, które tak naturalnem w moim wieku i w mojem położeniu mogło być uczuciem — ja patrzyłem na nią i czy mówiła, czy milczała, słuchałem jej głosu tylko.