Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.
121

cierz — młynkował pod wiatr językiem, ale zawsze toż samo ziarno — żal mi ciebie, że przy pierwszych odwiedzinach musiałeś tak długo tych wszystkich bredni słuchać. — W nagrodę powiem ci ich króciuteńki sumarjusz — powiem ci, czem jest ludzkie przeznaczenie. — Jest szaradą, której się od prawdziwych mędrców nauczyłem — ale mój drogi, zaklinam cię na wszystko, nie zdradzaj mnie przed prawnikami, autorami, reformatorami, hipokrytami, głupcami i poczciwemi ludźmi. — Oto jest: pierwsze życie — druga śmierć, a wszystko razem, — używaj, używaj, używaj! Na ostatni wyraz oba malce zachichotały głośno.
— Więc i ty się śmiejesz, rzekłem do młodszego, za rękę go biorąc.
— O ja najbardziej, cisnął mi wesoło i skłoniwszy się prędko uciekł wraz z bratem swoim — mnie wtedy okropny smutek ogarnął, spuściłem oczy, bo czułem, że mi się łzami napełniają, a nie chciałem dać łez moich na pośmiewisko tym ludziom bez serca. — Żywą sprzecznością stanął mi w pamięci nasz ubogi rodzinny domek i przesunęły wszystkich moich ukochanych postacie. — Żal mi się zrobiło tej dumnej, pięknej kobiety, którą ja byłbym przed chwilą nad świętą matkę moję, nad wszystkie siostry moje ubóstwił. — Żal mi się jej zrobiło, bo czułem już jak to można nie kochać jej, a kiedy ja nie kochałem, to któż ją mógł kochać? — i zdjęła mnie wielka litość, i wzniósłszy powieki długo wśród tłumu szukałem jej spojrzeniem, aż nakoniec zdala siedzącej dostrzegłem. — Nie patrzyła na mnie — jakiś mężczyzna mówił do niej, ona słuchała, i bawiła się niedbale zwojami białej gazy, co jej niby obłok przejrzysty, od diamentowej przepaski na głowie po ramionach i całej spadała kibici. — Była ona tak piękną, tak spokojną, tak uważną na to co jej prawił ów mężczyzna za patrycjusza przebrany, jakgdyby to nie ona przed chwilą odezwała się bluźnierczemi słowy, jakgdyby nie ona drażniła ze mną