XIV
stwa dla tej pisarki. Zapewne, pomieszczono ją w kalendarzyku naszych «świętych narodowych»; czczono jej imię jako obywatelki, patrjotki, wychowawczyni wreszcie, ale na tem się i kończyło. W r. 1919, dziesięć lat temu, przypadało stulecie jej urodzin. Utworzony komitet postanowił uczcić tę datę wmurowaniem plakiety w ścianę domu, gdzie mieszkała przy ulicy Miodowej; były mowy i pergamin pamiątkowy i okolicznościowe broszury, z których jedna kończyła się dość osobliwie słowami: «Popularną nie stanie się Gabryella może już nigdy, ale wiedzieć o niej powinien każdy...» Dziwna doprawdy formuła, gdy chodzi o jedną z naszych najlepszych pisarek i to w broszurze mającej ją... spopularyzować! Toteż, w owo stulecie Gabryelli, do pełni obchodu brakło tylko drobnostki: mianowicie można było obejść ze świecą wszystkie księgarnie, nie znalazłoby się ani jednego tomu jej utworów. Zjawisko to jest dość szczególne, aby je warto było wyjaśnić, zwłaszcza że wiąże się ono z warunkami, w jakich znajdowała się literatura w owej dobie ciężkich prób narodowych.
Oto jeden przykład anormalności tych warunków. Najpopularniejszym utworem Żmichowskiej — tym, którego tytuł zrósł się z jej imieniem, tym, który stworzył legendę, który porwał, zachwycił jednych, zgorszył lub oburzył drugich, ale którego sława rozeszła się szeroko po kraju — była Poganka. Otóż ta Poganka ukazała się w r. 1846 w Przeglądzie naukowym, nie wyszła w książkowem wydaniu, aż w piętnaście lat potem znalazła się w czterotomowych Dziełach Gabryelli. Przez piętnaście lat największej sławy tego utworu mogli go ludzie znać jedynie z... pożyczanych egzemplarzy Przeglądu naukowego. Czemu? Trudno dziś to zrozumieć. Kiedy pierwszy raz ukazała się Poganka w książkowem wydaniu, była już — przeszłością.
Druga przyczyna dysproporcji: ci, co znali pi-