Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/199

Ta strona została uwierzytelniona.
157

mówiła — nasz Benjaminek miał takież same włosy — i znak mi dała spojrzeniem, bym się zbliżył do niej — i zbliżyłem się, przyklęknąłem — matka jeszcze bardziej schylić mi się kazała — zapewne robiła jakieś porównanie między temi dwoma o jej kolana wspartemi głowami, bo jej palce kolejno mego i małej dziewczynki dotykały się czoła — nareszcie odezwała się jakby kończąc myśl jakąś:
— Ja mu też zawsze powiadałam, że wróci!... a potem na jej czoło i lica wystąpiła nagła gorączkowa czerwoność, znać było, że wiele siły zbierała, by pewne wymówić jeszcze słowa. — Benjaminie, rzekła wreszcie przerywanym głosem — nie zapomnij pójść na grób ojca!... tam zaraz obok niego Cyprjan spoczywa... Józef i Karol gdzie indziej... ale mają swoje krzyże — nie zapomnij, ja tam będę... i westchnęła — ręka jej z mojej głowy na kolana spadła — i nie miałem już matki!...
Siostry i bracia nie chcieli mię wziąć z sobą na pogrzeb, tak przy ich cichej boleści rozpacz moja gwałtowną im się zdawała — podobno że się rozchorowałem nawet, ale ja nie wiem — chyba to już nie była ta dobroczynna choroba, która pamięć i życie zawiesza — była to choroba okropnej bezsilności tylko — żadna chwila snem nawet nie zginęła mi — widziałem i czułem każde cierpienie zosobna, lecz nie mogłem ani tak rozdrażnić się, żeby mię wszystkie razem odrazu zabiły, ani tak ukoić, żebym choć w odrętwienie popadł. — Opuściła mię siła myśli, siła woli, dawałem sobą rządzić jak dziecko maleńkie, a sam cierpiałem, cierpiałem...
Po jakimś czasie rozjechali się wszyscy, w opuszczonym domku Ludwinka tylko została się ze mną. Rodzeństwo ułożyło sobie, że gdy przyjdę do zdrowia, obejmę gospodarstwo naszej małej wioseczki i mieszkać w niej będę z tą wszystkich najukochańszą siostrą. — Nie odrzuciłem, ale też nie przyjąłem tego