Benjaminku. — Siedmiu oblubieńców miała Sara,[1] siedmiu śmiercią pomarło, lecz ten jej się dostał, który ją miłością bożą i czystą pokochał.
— Prawdę mówisz, Ludwinko — ukochać tylko i nie wątpić.
W nocy napisałem list do Aspazji...
«Matka mi umarła, mówiłem jej, cierpię okropnie — ale matka przebaczyła mi przed śmiercią — ja tobie przebaczyć muszę — nie, nie przebaczyć Aspazjo — lecz powiedzieć ci, że dziś lepszy jestem, mój gniew pod tchnieniem ust macierzyńskich w łzy się rozpłynął, moje przekleństwa od jej błogosławieństw zaniemiały, moja nienawiść przed jej miłością z duszy ustąpiła. — Gdym cię opuścił Aspazjo, przez czas bardzo długi wspomnieć o tobie nie mogłem, tak mi się zaraz z całą okropnością swoją wracała ostatnia chwila naszego rozstania — wtedy odżywałem ją we wszystkich jej przejściach — wtedy zdawało mi się, że gdybym cię był ujrzał, tobym cię musiał zabić, chociaż wówczas nie zabiłem — wtedy znów mię napadało szaleństwo i ogarniała wściekłość bezrozumna. — Dziwna rzecz! z pięciu lat przeszło, któreśmy razem spędzili, nie mogłem innego wydobyć wspomnienia, tylko owe najgorsze wspomnienie — dzisiaj już tak nie jest — dzisiaj widziałem twój obraz — wszak pamiętasz? obraz, który był pierwszym pośrednikiem między nami, który mi zwiastował ciebie. — Otóż ja, widząc go, doznałem gwałtownego wzruszenia — tysiąca sprzecznych wrażeń — jednak Aspazjo, wierz mi, na pamięć mej matki, żadne nie było nienawistnem wrażeniem. — Aspazjo! mnie przy tym obrazie stanęły w myśli piękne dni nasze tylko — uczułem wielką wdzięczność za wszelkie dobro, które od ciebie wziąłem — za nauki, któreś mi ułatwiła, za chwile na-
- ↑ Siedmiu mężów Sary pożarł zły duch Asmodeusz, dopiero Tobjasz uszedł tego losu dzięki swej pobożności i cnocie.