172
ogień rzuciłem spojrzenie, uczułem się pod wpływem niepojętej władzy — istota moja rozdzielała się niby — wola występowała za mnie, boleść opuszczała pierś moję, łączyła się z obrazem, a ciało zmartwiałe i bezsilne jak ciało trupa nie mogło żadnego zrobić poruszenia i wiedziałem, że chcę koniecznie ratować obraz Cyprjana, że dotknięcie ognia pali moje członki przed oczyma mojemi, lecz wstać, lecz iść nie mogłem. — Płomień zwolna postępował — czy to cudem, czy że obraz wilgocią muru był przejęty, nie zajął się odrazu, choć olejnemi farbami robiony; rzekłby kto, iż zanurzał się z rozmysłem w zniszczenie; ja czułem jak płomień do piersi mi się dostawał — jak przegryzał serce, wyżerał oczy, jak potem dłonie Aspazji ogarnął i jej łono, jej białe łono całował swoim śmiertelnym pocałunkiem — a później ust dotknął, a później czoła wzniosłego, a później... kilka drobnych tylko iskierek brzeżkiem tła się pogoniło, i nic już więcej — umarliśmy oboje.
Tak jest, moi państwo, oboje — gdyż od tej chwili ogarnęła mię doskonała martwość, już mi się nawet zabijać nie chciało — i poszedłem spać bardzo spokojny — i w nocy nic mi się nie śniło. — Ludzie mówią teraz, że ja żyję — prawda, organizm zachował się w zadziwiająco pożądanym stanie. — Nie straciłem też pamięci, nie dostałem obłąkania, ani fiksacji. — Kiedy mówię o czem, zdawaćby się mogło, że każde słowo rozumiem i czuję. — Nie jestem zbrodniarzem, mizantropem, samolubem, obojętnym nawet nie jestem — między złem a dobrem zawsze dobre wybiorę — tylko nie wiem jak się to stało, ale we mnie władze radowania się i smucenia stępiały zupełnie.
Poszedłem z Ludwinką na grób rodziców — płakałem, ale czułem, że łzy moje były jedynie nerwowym wyrobem, i że mię nic nie bolało. — Odwiedziłem później Adasia, dzieci jego wciągnęły mię do zabaw swoich, dokazywałem z niemi — biegałem —