Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.
173

śmiałem się, a nic mi nie było wesoło. — Spotkałem wdowę Józefa — słyszałem od niej wszystkie szczegóły śmierci mężowskiej, a nic nie było mi smutno; uratowałem tonącego człowieka, serce mi nawet uciechą nie drgnęło. — Byłem u Tereni w tej właśnie chwili, w której traciła swoją małą córeczkę, ową dziewczynkę, co to mi pierwsza drzwi otworzyła, i ostatnia wraz ze mną przed konającą matką stanęła — patrzyłem na rozpacz mojej siostry, na okropne męczarnie biednego dziecka, a w głębi duszy byłem tak spokojny jak ślimak — i nic mię już nie mogło z tego stanu wyprowadzić. Czasem jeszcze przebiegały różne życzenia przez głowę, jak muchy przez otwarty pokój — zdawało mi się, że chciałbym dla odmiany chociaż pocierpieć trochę — naprzykład, gdyby mi się wróciła ta chwila, kiedy Cyprjan zemdlał, lub kiedy matka umarła — lub kiedym obraz palił? — Aby raz tę sparaliżowaną duszę czemkolwiek uderzyć, to możeby wstała i chodzić zaczęła, lecz próżne usiłowania! — Zastanawiam się nad sobą jak nad ciekawym lekarskim fenomenem i coraz bardziej przekonywam, że daremne są wszelkie w tym względzie starania. Z początku myliłem się — ile razy wiatr zaświszczał, gdy widziałem rozpalony ogień przed sobą, tyle razy zimno występowało na całą skórę moją i mimowolnie w głębokie zapadałem milczenie. — Chciałem więc wmówić w siebie, że to jest boleścią obudzonego przypomnienia. — Gdzie tam, moi państwo — spostrzegłem, że to jedynie skutkiem oparzelizny i nową skóry mojej własnością — zimno takie uderza na mnie i wtenczas gdy zupełnie o czem myślę — raz nawet uderzyło, choć nie wiedziałem, że ogień się palił w zasłoniętym przez ekran kominku — jest to więc zupełnie patologiczne usposobienie. — Teraz, wy także słysząc mię, nieraz może myśleliście, że byłem wzruszony — do głębi duszy przejęty — co też to za dobroduszność! — a toż przecię, gdyby tak było, jabym nie śmiał poru-