Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

174

szyć ani jednem słowem ani jednego z wspomnień tak bolesnych. — Ja wam poprostu opowiedziałem moje życie, jak powieść z pamięci. — Na pamięć wydaję teraz wszystko — grzeczność, współczucie, oburzenie, przychylność — zawsze i w każdej chwili przypominam sobie, co gdzie przypada najlepiej. — Obłudnikiem mnie nie nazywajcie — gdybym mógł prawdę pod odgrywaną rolę podsunąć, widzielibyście mię tutaj klęczącego na środku salonu, z wzniesionemi ku niebu rękoma, z głową popiołem posypaną, — a zresztą czyn mój też nigdy powierzchownem nie zaprzeczy oznakom. — Jak uścisnę dłonie wasze, tak się przed żadnem poświęceniem nie cofnę. — Chcecie, bym pracował? — będę pracował, — chcecie, bym się pozwolił przybić do krzyża? — chętnie i drzewo na niego dźwigać będę i rozpostrę ramiona, i dam przebić ręce, nogi, i skonam — o! bracia moi — tylko... tylko choć skonam — nie zbawię... nie zbawię, bo nie kocham was...
— I nic już pan nigdy o Aspazji nie słyszałeś? — po długiem milczeniu odezwała się Tekla.
— Przepraszam panią, dwa tygodnie temu wpadł mi do ręki list, który już blisko dwa lata poniewierał się na moim stoliku. — Szatan vel Kain donosił mi, że dnia 23 marca, wśród kobiet służących, które ją na bal ubierały, Aspazja dostała okropnych konwulsyj i w przeciągu kwadransa życie zakończyła: ciało jej w tejże chwili prawie zczerniało jak węgiel. — Szatan vel Kain posądzał mię o zadanie trucizny, — ja roześmiałem się tylko, bo Kain może miał słuszność. — Według daty i oznaczonej godziny Aspazja skonać musiała wtedy, kiedy jej obraz paliłem...
Horror most, horror![1] zawołała Anna — więc naprawdę ta kobieta była...

— Zdało mi się, że już powiedziałem państwu...

  1. Zgroza, straszliwa zgroza.