Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.
177

opuszczać w rozpaczy... No, szczęście, że jest między nami Metodysta, który mu za to sprawiedliwość wymierzy...
— Oj! Henryku, Henryku! lepiejbyś dobrej sprawy bronił, gdybyś się w ostateczności nie przerzucał i sarkazmem nie szermierzył — zapędzonego upomniała Anna swoim łagodnym, macierzyńskim głosem — można Leonowi bardzo spokojnie a bardzo kategorycznie to proste stawić zapytanie: jacy ludzie według jego zdania szlachetniejszą w plemiennościach stanowią odmianę, czy ci, którzy aż do zbytku kochają? — czy ci, którzy nawet do potrzeby szczęścia ukochać nie są zdolni?...
— Najszlachetniejsi tacy, którzy wszystkie obowiązki człowieczeństwa pełnią — odpowiedział zaczepiony.
— Oho! już się pan Leon wybiegami ratuje — podstrzegła złośliwie Augusta — już na pytania wprost nie odpowiada, ogólnikami nas zbywa. — Widać, że proces w jego sumieniu przegrany.

— Czemu przegrany? od początku do końca trzymam się tegoż samego założenia — wymagam jednej i tejże samej rzeczy. — Chcę, aby ludzie żyli na chwałę Bożą i na pożytek bliźnim swoim — każdy dzień ich, każdą godzinę nawet potrzeba mi zapełnić pracą, nauką, dobremi uczynkami, szlachetną całej ludzkości miłością — a jak się miłość jednostkowa ma do tych wszystkich moich wymagań? to mnie bardzo mało obchodzi. Widziałem, że najlepszym na przeszkodzie staje. — Henryk mi przypomniał, że najgorsi są bez niej jeszcze gorszymi — niechże i tak będzie — przyjmuję romans za środek pedagogiczny dla bardzo, bardzo maluczkich — ale, daruj mi, śliczna Augusto, olbrzymom, Prometeuszom[1] nie wykroję z niego promiennej nad czoło aureoli.

Bibl. Nar. Serja I, Nr. 121 (N. Żmichowska: Poganka)12
  1. Prometeusz, bohater mitologji greckiej, który wykradł dla ludzi ogień niebu, za co został straszliwie ukarany.