Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.
XXIII

nań. Kokietowała ze wszystkiem: w czasie pobytu w Tyrolu nawróciła ją «Stygmatyzowana»; w Rzymie przeszła na jakiś czas na wiarę Walerego Wielogłowskiego. Ale zapalna z pozoru, była zarazem naturą raczej zimną, nie pojmującą, że może coś istnieć poza jej kaprysem. Takie — może niesprawiedliwe — wyobrażenie tworzymy sobie o Paulinie. W jej piękne rączki dostała się młoda nauczycielka-poetka, ciesząca się już w kraju pewnym rozgłosem pod pseudonimem Gabryelli, wyznawczyni «posiestrzenia» jako najwyższej formy uczuć. Miała wówczas lat dwadzieścia pięć.
Poznały się, przypadły sobie do serca, i świetna panna porwała ubogą nauczycielkę do siebie na wieś, do Kurowa. Pobyt ten musiał się Gabryelli wydać rajem; atmosfera zbytku, kaprysu, marzenia, inteligencji, sztuki, Europy, cóż za oaza w porównaniu z domami, w których przypadło jej bakałarzować dotąd. Wspólnie czytają, myślą, tworzą:
«Jednego wieczora — pisze Narcyza — wkrótce po moim przyjeździe, siadła Paulina grać i śpiewać, zaczęła myśl swoją, a mnie jakoś w tej chwili dane było ją zrozumieć, więc słowo po słowie wymówiłam jej każdą nutę, niby po dyktowaniu, i z tego wszystkiego złożyła się pieśń, w samych wyrazach niewiele mająca ozdoby, ale łącznie z dźwiękiem tak przedziwna i piękna...»
Nawzajem dla Pauliny, cóż za odbiorczyni, cóż za audytorjum ta subtelna, inteligentna i entuzjastyczna Gabryella! Jak egzaltowana musiała być ta przyjaźń — zwłaszcza ze strony Narcyzy, — świadczy fakt, że, kiedy Paulina dostaje róży na twarzy, wydaje się przyjaciółce «jeszcze piękniejsza».
Ale o sile tego uczucia możemy wnioskować dopiero z ciosu, jakim było zerwanie. Bo ta idylla się zmąciła. Czem, w jakich warunkach — tajemnica. Narcyza oskarża siebie: «Cierpiałam i płakałam, bo złe z mojej własnej wypłynęło winy. Zgrzeszyłam ciężko... Wiele złego zrobiłam, Bibianno...» — spowiada