formą więcej wyżycia się, ryzyka, bodaj zabawy. Bywała w świecie Paulina Zbyszewska przywiozła z Paryża hasła saint-simonistyczne i musiała je sławić dość głośno, skoro władze pruskie wydaliły ją z Poznania jako niepożądaną cudzoziemkę. Wyznawała zasady «demokratyczne»; ponieważ zaś na polskim gruncie wszystko przybierało zabarwienie narodowe, maczała paluszki w dość niewinnych, zdaje się, konspiracjach. I oto gdy Narcyza rozeszła się z nią już dawno i sama rzuciła się w prawdziwą podziemną robotę, ironja losu zrządziła, że obie panny dostają się do więzienia wskutek przejętej dawnej ich korespondencji. I tu nastąpiło chwilowe zbliżenie obu przyjaciółek poprzez mury więzienne. «Lina to mój los, to moja historja», pisze Narcyza do innej przyjaciółki, do uwielbianej Anny Skimborowiczowej.
Paulinę wypuszczono z więzienia rychło. Wstawił się za nią do Paskiewicza sam marszałek szlachty hr. Jezierski. Powołał się na zasługi jej ojca, t. zn. na lojalne stanowisko, jakie ów zajął wobec rządu w czasie powstania w r. 1830. Narcyzę przetrzymano w celi, w ścisłej samotności, półtrzecia roku.
Akta procesu znajdują się dziś w Warszawie w Archiwum Akt Dawnych; włączone są do nich listy Pauliny do Narcyzy. Przepisałem z tych listów parę ustępów, znamiennych dla tonu tej przyjaźni:
Słuchaj, Narcysso, Matka twoja gdyby żyła przeklęłaby miłość twoją — albo ciężką łzą matki opłakałaby nasz związek — bo, siostro moja, zrywając twoje zobowiązania z Heleną, zrzekasz się przed własnem sumieniem prawa do czynu. Okropne wymówiłam słowo — potępienie na moje szczęście — na cześć naszej cnoty! Smutno mi, Narcysso, ale błogo i święcie; oby to teraźniejsze uczucie gwiazdką nam w życiu świeciło — Świętą Gwiazdą wschodu ku narodzeniu. Kochanko, starać się będę jechać na Poznań, ale jeżeli na Kraków jechać wypadnie, to cię uwiadomię listem. Zjedziemy się we Wrocławiu i napowrot razem do Polski wrócimy już na zawsze, na bardzo długo...