Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.
23

ucieszył, kiedy złego oszukał, niż kiedy dobrego przekonał. Dni mistyfikacji, wykrętów i zwodzeń były jego niedzielnemi, jego rekreacyjnemi dniami, wtenczas jak dziecko prawdziwe skakał, przyśpiewywał sobie, rąk zacierał i włosów poprawiał. — Różnorodność żywiołów składających moralną jego istotę wielce mu się stawała w razach takich pomocną.
Nowożytny Alcybiades, mógł każdą rolę z zadziwiającą dokładnością przedstawiać, gdyż rola każda tą lub ową stroną o prawdziwość jego charakteru zaczepiała. — Tak niebezpieczny talent rozwinął w nim szkaradną jednę wadę. Czy mu było potrzeba, czy nie było potrzeba, Henryk kłamał bez litości, jak tylko szło o jaki fakt, szczegół, zewnętrzną okoliczność, czy to błahą drobnostkę, czy przedmiot największej wagi, on pewno nigdy prawdy nie powiedział, a przecież ze wszystkich kłamców on jeden szczerego wstrętu nie obudził w nikim — prędzej nienawiść lub chęć zemsty wywołał. — Wstręt i pogarda śladem kłamstwa idą, bo kłamstwo każe się zawsze domniemywać tchórzostwa i podłości. — Od wysokich do niskich, kto kłamie, ten się boi; kto kłamie, ten zdradza i chce ze zdrady korzystać, lecz Henryk?....

Henryk był odważnym jak lew — był w gruncie serca szlachetnym jak epopeja; jeśli kłamał, to ze zbytku gorączkowych myśli, z maligny lub fantazji tylko, a przytem w życiu swojem miał jedno uczucie, jedną świętość, która mogła i stokroć cięższe winy łaską sakramentalną w oczach bardzo surowych sędziów okupić. Za głos kobiet ręczę przynajmniej — Henryk kochał swoją matkę! — Miłość synowska[1] jak polarna gwiazda zbawienia przyświecała nad burzliwością jego szaleństw, namiętności i błędów — strzegła go od zatraty, ku cnocie natchnieniem wiodła. — Trzeba go było

  1. Jedno z owych omówień, któremi udawało się wówczas oszukać cenzurę. Każdy się domyślał, że «matka» ma tutaj szersze znaczenie.