że raz dla uzupełnienia bogatszej jakiejś kolekcji sam się z bardzo ciekawego ogołocił egzemplarza. — Tytuł Teofila w uczonym, powierzchowność zaś jego w towarzyskim świecie, były to dwie najucieszniejsze sprzeczności, mogłabym nawet powiedzieć, że to była jedna żywa szarada, której prawdziwego słowa wiele osób odgadnąć nie umiało. — Jedni posądzali o udawanie, drudzy o rubaszność — a tymczasem to był dzieciak i numizmatyk; w przydatku, to było także najlepsze, najpoczciwsze serce. — Mogłeś mu zabrać płaszcz i zegarek — czas i wesołość, — mogłeś od niego żądać dobrej rady — przysługi — kurs mającej monety, bylebyś starożytnej nie rozrzucił, — to wszystko ci oddał — wszystko zrobił, — choć czasem według humoru mniej więcej pogrymasił sobie. — Mimo tak niezaczepnej z pozoru natury, miał jednak Teofil bardzo licznych nieprzyjaciół — zwyczajnie jak dziecko, i do tego trochę zepsute a bardzo gadatliwe dziecko, zawsze każdemu wypowiedział wszystko, co mu do myśli przychodziło — że zaś był dowcipny, psotny, i pełno różnych ludzi spotykał, więc mu do myśli przychodziły różne koncepta, o głupstwie — próżności — nieszczerem ugrzecznieniu — zabawnej intrydze — ot tak sobie dla śmiechu — a słuchający obrażali się często. Jednak Teofil nikomu nie szkodził — jemu okropnie szkodzono.
Benjamin ze wszystkich znajomych najpóźniej do naszego grona się przyłączył — jego też przezwiska nie miały umysłowego znaczenia, tylko się do zewnętrznych stosowały okoliczności. — Wołaliśmy nań: «Humboldcie» — dlatego, że dalekie odprawił podróże. «Łysy» dlatego, że już wyłysiał okropnie. — Teofil pierwszy nam go przyprowadził, zapoznali się z sobą u jakiegoś antykwarjusza, przy jakiejś numizmatycznej ciekawości, później różne zdarzenia coraz ich więcej zbliżały, a nakoniec jednego wieczoru Teofil stawił go w naszem kółku z tem poleceniem, że to jest człowiek, który
Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.
29