widzeniem we wzroku — radością w szczęściu — mądrością w rozumie, wdziękiem w piękności — a potęgą w sile. — Ja jestem, która jestem!
— Ja jestem — bóstwo indyjskie i wyznanie Brahmy, dokończył żartobliwie Albert, który z nas wszystkich najlepiej znał ten ustęp, rzeczywiście z ksiąg indyjskich przerobiony trochę.
— Zaraz widać niechrześcijańskie zastosowanie, odezwała się Anna, bo juściż miłość jest tem wszystkiem, czem się być przez usta Edmunda mieniła, tylko uczucie zjednostkowione, którego sobie Augusta dla rozrywki życzy, nie jest całą miłością; jest w miłości jednym promieniem, w mądrości jedną prawdą.
— Bogdajby chociaż i tem było! wątpiącym głosem znowu pomruknął Leon.
— Czy wątpisz? zagadnęła Jadwiga.
— Nie widziałem — krótko jej odpowiedział.
— Jakto nie widziałeś? spytała żywiej nieco — przypomnij sobie tylko, czy nigdy nie widziałeś ludzi młodych, szczęśliwych podzielanem uczuciem, a przez to samo śmielszych w dobrem, szlachetniejszych w pomysłach, pracowitszych w obranym zawodzie.
— Widziałem tylko ludzi, którym podzielane uczucie nie stawało na przeszkodzie do tego wszystkiego.
— Dajcie teraz pokój Leonowi, rzekła wesoło Augusta, już on czuje, że wielką niedorzeczność powiedział, to najuparciej bronić jej będzie.
— Przepraszam, moje panie, ani uporu, ani niedorzeczności w tem niema. — Bardzo łatwo arytmetycznie tego paniom dowiodę. — Proszę tylko sumiennie obliczyć, ile znacie ludzi zakochanych, którzy się na nic nie zdadzą — ilu takich, którzy się przez miłość z poświęcenia w samolubstwo ześliznęli — ilu takich, którzy z miłością w dobrem wytrwali? — Porównajcie sumy ogólne i wyrzeczcie dopiero, czy ja zbłądziłem