50
Brata Karola nie przypominam sobie wyłącznem wspomnieniem w pierwszych chwilach mojego dzieciństwa, bo Karol z nas wszystkich najmniej w domu przesiadywał. Przy rozdziale ogólnej gospodarskiej pracy, jemu się część leśna, bardziej domyślną należnością, niż wyraźną ugodą dostała. — Może już dziewięć lat miałem, kiedy się pierwszy raz stanowczo osobną w mojem życiu wyrył pamiątką. Zdaje mi się, że go dziś widzę jeszcze, rześki dwudziestoletni chłopak, opalony jak góral, ciemnowłosy, czarnooki, w zielonej, bajowej burce. — Świsnął i na świśnięcie poskoczył ku niemu wielki czarny brytan. — Karol go dla tej barwy przezwał Molochem,[1] lecz nieraz żal mu było, że tak najszlachetniejsze, najulubieńsze mu zwierzę czartowskiem mianem zbezcześcił; — chciał mu je zmienić nawet, ale mu w tem Ludwinka przeszkodziła. — «Niechże i Moloch zacznie być dobrym, choćby jako zwierzę tylko», rzekła do niego. — A Karol, jakkolwiek wszystkim dość częsty i dość żwawy stawiał opór — to nigdy Ludwince. Ludwinka była jego wybraną, jego najukochańszą z ukochanych, więc też Moloch został Molochem. — A był to pies rzadkiej cnoty — rzadkiej siły i odwagi — zadziwiającego instynktu — nigdy nie ukąsił nikogo; lecz kiedy mu się kto nie podobał, to go na ziemię wywrócił i trzymał go spokojnie ale mocno dopóty, dopóki kto z domowych obronić nie wyszedł. — Karol nigdy nie byłby zaufał tak przyjętemu od Molocha gościowi — i kiedy chciał o kim powiedzieć, że złym jest człowiekiem — to mawiał zwykle: «Poterałby go Moloch, oj poterał, jak się należy». — Wspanialszego ani łagodniejszego w całym psim rodzie nie widziałem stworzenia, choćby czasem jaki pokojowiec i szczeknął i rzucił się na niego — to Moloch dumnie tylko machnął ogonem, otrząsnął się jakby
- ↑ Moloch, krwiożerczy bożek, czczony przez ludy Wschodu i Afryki.