cach swoję dwururkę Augustówkę[1] — fuzja, jak cacko — świecąca — leciuchna, niby klejnocik kobiecy, a pewna, niechybna, jakby sama do celu trafiała; zdawało się, że strzelającemu dość ją było wziąść do ręki i spuścić kurek, choćby z zamkniętemi oczyma. — Karol, który lubił wszystko imieniem znaczyć, nazwał ją sobie: «kochanką». Raz, jak zaczął mówić o jej doskonałościach, o jej piosence dla ucha najmilszej, to aż się ktoś z mniej go znających zapytał: «czy daleko stąd mieszka ta młoda osoba?» — Młodą osobę Karol przedstawił z największą powagą, ku największemu zadziwieniu pytającego. — No, chłopcze, zawołał wtedy, czy chcesz się przejechać ze mną? — Ja na odpowiedź wyciągnąłem ręce do góry, żeby coprędzej siodła się uchwycić, ale bez strzemienia trudno mi było nań wskoczyć. Brat się uśmiechnął, widząc moje usiłowania, i gwizdnął właściwym sobie sposobem. Na gwizdnięcie Zitta przyklękła, cienką swoją żylastą szyjkę tak wyciągnęła ku mnie, że ją mogłem rękami objąć, a gdy objąłem, gdy się na grzbiet jej przerzuciłem, Zitta zerwała się równemi nogami i tylko jakby na umocnienie mnie siedzącego, karkiem silnie wstrząsnęła. — Obwińże go dobrze burką, żeby nie zmarzł! odezwała się przez okno patrząca matka.
— Obwinę, obwinę, bądźcie spokojni, odkrzyknął Karol i wziął mię przed siebie, do piersi jedną ręką przycisnął, a drugą lekko uzdeczki potrząsnął. Na ten znak Zitta sunęła — sunął Moloch i w kilka minut już dom i wioskę straciliśmy z oczu.
Dzień był prześliczny, mroźny wprawdzie że aż śnieg skrzypiał, ale taki jasny, taki ubrylantowany słońcem, że aż w oczy ćmiło. — Pędziliśmy z bratem — pędzili, aż nakoniec i w bór się wjechało — ja się nie mogłem nacieszyć iskierkom różnolśniącym po drzew
- ↑ Gloger (Encykl. starop.) mówi tylko o szablach augustówkach, wyrabianych w Polsce w XVIII w., a noszących cyfrę Augusta II i III.