woną farbą. — Ale prędzej, niż to wszystko mogliśmy spojrzeniem objąć, zwierz skaleczony rzucił się prosto do piersi Zitty — klacz przeraźliwie zarżała i tak gwałtownie cisnęła na bok, że ja, który się ani siodła, ani brata nie trzymałem w tej chwili, spadłem jak kulka na ziemię. — Kiedym się zerwał równemi nogami — pamiętam w najdrobniejszych szczegółach obraz, który mi się przedstawił. Takich obrazów mam kilka w mej duszy — mimo wiedzy prawie odbiły się na niej tak dokładnie — tak silnie, że czasem aż się sam wydziwić nie mogę, skąd mi do pamięci wracają wycieniowane zupełnie jak obecność. — Z tego obrazu naprzykład widzę doskonale nietylko mego brata, co z siodła zeskoczył — przede mną stanął i obie ręce rozgarnął, by mię własnemi piersiami lepiej od wszelkiego niebezpieczeństwa zasłonił, nietylko Zittę, która się wspięła pod przemożnemi łapami wilka, co choć targany przez Molocha jej napierśnika trzymał się jeszcze — nietylko Molocha, co w kudły przeciwnika łeb zanurzył, w rozszarpane mięso tak pysk utopił, że mu go nawet już widać nie było — nietylko wilka owego, jak na tylnych łapach wzniesiony odwrócił się do nieprzyjaciela, gwałtownem karku przegięciem; ale widzę krwawo migotliwe jego spojrzenie, buro-żółty połysk sierści — widzę wszystkie zęby w rozwartej paszczęce i mógłbym je anatomowi wyrysować bez uchybienia żadnego.
Karol po tej pierwszej chwili niespokojności usunął się z przede mnie, wziął fuzję i z najzimniejszą krwią do rąk mi ją podał znowu — jednym rzutem oka wymierzył — za palec mój pociągnął i wilczysko ani zipnęło już nawet. — Brat prosto poszedł do Zitty, piersi jej trochę okaleczone chustką przyłożył, rzemieniem trenzli obwiązał, Molocha pogłaskał, za uszy wytargał, w łeb szeroki pocałował, potem skoczył lekko na siodło i znów gwiznął, żeby Zitta przede mną uklękła. — Przez całą drogę rozmawialiśmy, jakie to
Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.
55