Strona:Narcyza Żmichowska - Poganka.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

56

śliczne z tego wilka będzie futro pod nogi dla matki — rozmawialiśmy o wielu innych rzeczach — tylko jeden wyraz żadnemu z nas do ust się nie przyplątał — wyraz «bojaźń». — Karol nie wspomniał go i w zapytaniu nawet; dał mi uczuć szczęście pierwszego zwycięstwa jako najnaturalniejszą własność, jako przynależne mojej ludzkiej istocie zdarzenie. — Później coraz częściej brał mię z sobą na polowanie — i kiedym zabił pierwszego dzika, aż mię uściskał z radości, lecz uściskał dlatego, że dzik był pysznym odyńcem, a nie dlatego wcale, że mu dałem na pięć kroków do siebie przypędzić i tak celnie trafiłem, jak gdyby kulę życzenie poniosło.
Siostra Bronisława jedno słowo tylko rzuciła w życie moje. Nie pamiętam, która to już była rocznica mych urodzin — przypadała jak widać w tej chwili rozwijania się, kiedy człowiek zaczyna głowę podnosić i w niebo spoglądać. — Późnym wieczorem siedziałem na kamieniu pod szeroką, cienistą lipą na samym środku dziedzińca rosnącą. Bronisława siedziała przy mnie, milczeliśmy oboje; ale powietrze, ziemia, niebo całe, odzywały się do nas jakimsiś wyraźnym, choć nie wyrażonym głosem rojących nad trawami owadów, hukających żab po stawach, drżących w chłodzie listków drzewa. — Księżyc znowu był w pełni, gwiazdy wszystkie tak przed nim zbladły, że gdzieś zdala od niego ze dwie ich ledwie świeciło, a białe chmurki goniły się po ciemno-błękitnej przestrzeni, jak rozigrane trzody białorunych owiec niewidzialnego pasterza, albo jak stada śnieżnych gołąbków, albo też rozkładały się w srebrne pióra żeglujących po wodzie łabędzi, unoszących się orłów. — Czasem nawet przepłynęła jakaś łódka z tajemniczemi postaciami; czasem, niby anioł w długiej powłóczystej szacie, bo i czegóż ja tam nie widziałem! — aż siostra wzięła mię za rękę. — Benjaminie, rzekła, gdyż ona jedna nigdy pieszczotą nie zmieniała imienia mojego.