upatrywała brata Wodzianieckiej, — słuchała z roztargnieniem instrukcyi matki, przypominającej, jak się ma z dystynkcyą w czermińskich salonach zachowywać.
— Nie trzpiocz się tylko tam zanadto, proszę cię, moja Zosiu, ani też nie bądź zbyt sztywną. Takbym chciała, aby od razu zauważono, iż jesteś dobrze wychowaną.
— Postaram się przynieść zaszczyt rodzinie Skalskich i reprezentować ją z całą godnością, na jaką mnie stać tylko! — zaśmiała się Zosia.
Eliza zaś ogromnie się ucieszyła, że pozostanie w domu. Obawiała się trochę nowych znajomości, szczególniej słysząc o tem, że dom Wodzianieckich postawiony jest na arystokratycznej stopie, i ze strachem wysłuchując przestróg, jakich pani Skalska nie szczędziła córce przy każdej zdarzonej sposobności.
Jej nigdy nikt podobnych uwag nie robił, — a kto wie, może bardzo dużo popełnia wykroczeń salonowych, nie będąc dość obeznaną z etykietą i światowymi zwyczajami? Więc baczniejszą uwagę na siebie zwracać teraz poczęła. Zbytecznem to było, gdyż miała takt wrodzony, którym, jakby busolą, kierować się mogła śmiało.
Powściągliwą była w rozmowie, lecz zarazem ogromnie szczerą. Ta szczerość, która stanowiła główną cechę jej charakteru, usposabiała dla niej życzliwie wszystkich, którzy ją bliżej poznali.
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/102
Ta strona została skorygowana.