Ciocia Zuzia nie mogła słów znaleźć na jej pochwały, Stasia przylgnęła do niej od razu. Stefan cenił ją nie mniej od innych, jednak uważał ją za nazbyt obojętną, co właściwie było tylko zupełnym brakiem zalotności z jej strony. Edward zaś odnajdywał w niej dużo subtelności i coraz nową jakąś zaletę.
Pomimo to, jego analityczny umysł drażniło do pewnego stopnia, iż za dużo widzi świateł w tej duszy, co mu nie pozwala dostrzegać cieni, — a przecież trudno uwierzyć w doskonałość.
— A zatem sąd mój jest za mało ścisłym — powiadał sobie, — a jeśli podlegam złudzeniom, znaczy, iż jestem wytrącony z równowagi przez ów „czar niewieści,“ udręczenie i rozkosz każdego mężczyzny.
Edward zaś postanowił sobie pozostać trzeźwym i nigdy czarowi kobiety nie uledz.
Czasami wyobrażał sobie, że spotka na drodze swego życia jakąś demoniczną piękność; że na jej widok szał go ogarnie; że miłość ta w duszę mu zapadnie jak rozpalone zarzewie, — ale on się nie podda „jak niewolnik podły;“ będzie się szamotać z tem uczuciem; nieugięta siła woli wystąpi wtedy do walki, a on patrzeć będzie, jak się zwarły dwie tytaniczne potęgi; będzie jedynym widzem, dla którego ma się odegrać ten krwawy dramat duszy... jego własnej duszy! w którym naprzód już palmę zwycięstwa swej żelaznej woli wyznaczył.
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/103
Ta strona została skorygowana.