z którą zmierzyć się warto! Czekałem tego kiedyś, pragnąłem, wyzywałem ją!... Nie poddam się. Cha! cha! cha! Brzezik i Mena Wodzianiecka!... Turniej atletów! cha! cha! cha!
I śmiał się nerwowym, przykrym śmiechem.
Przysłano właśnie po niego.
Miało być czytanie utworów różnych i debaty nad wyborem. Pomiędzy innemi „Czyja wina?“ Sienkiewicza była przez panią Menę zakwalifikowana do grania; chodziło o to, który z panów odegra rolę Leona. Miał być rodzaj konkursu, kto najlepiej przeczytać ją potrafi...
Hr. Michał z uśmiechem szepnął Eli, że zamierza sylabizować, żeby być od razu z punktu zdegradowanym. Stefan deklamował dobrze i uczestniczył już parę razy w amatorskich teatrach. Wahano się więc między nim a Brzezikiem, który wszedł właśnie. Miał znów w twarzy wyraz zaciętości i wyglądał jak delikwent, któremu za chwilę wyrok odczytać mają.
Pani Mena zwróciła się do niego pierwsza, uprzejmie miejsce robiąc przy sobie.
— Czekamy na pana! — zawołała. — Wiem, że panowie patrzycie z góry na nasze przywiązywanie wagi do drobiazgów, że żaden mężczyzna nie douczy się nigdy roli. Ale to nigdy! „au grand jamais!“ — dodała konfidencyonalnie, zwracając się do Zosi — z tem się już od razu pogodzić należy! Chodzi o to tylko, czy się który z panów jej podejmie, i jeszcze o to — dodała
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/134
Ta strona została skorygowana.