ny, grał z nią ten dramatyczny obrazek, z taką subtelną finezyą skreślony.
Panowie kolejno czytali ustępy roli, Stefan może poprawniej nawet oddaćby ją potrafił.
Edward traktował rzecz za nerwowo, głos mu się łamał chwilami, to znów wybuchał, jak orkan w piersi tłumiony. Ale chociaż dzieliły się zdania i większość oddawała pierwszeństwo Stefanowi, pani Mena z dziecinnym uporem obstawała przy swojem, utrzymując, że właśnie, według jej zdania, pan Edward jest niezrównanym w zaakcentowywaniu pewnych nastrojów, że jest to materyał dramatyczny wprost wyjątkowy i t. d. i t. d.
Potrafiła tyle swą wymową dokazać, że nie tylko inni racyę jej przyznać musieli, ale i Edward zapragnął naraz grać z nią; a nie tylko być przez krótką chwilę partnerem jej na amatorskiej scenie, ale zarazem grać, jak mówił, w odkryte karty. Zmierzyć się w duchu oko w oko z ową siłą, pociągającą w bezdnie, z siłą, którą on jednak zdeptać i odtrącić potrafi, właśnie w chwili, gdy jej się zdawać będzie, że już, już go złowiła w swe sidła.
— Ewig weibliche! — szepnął głucho. — Słodkie więzy, z wężowych splotów złożone! Harpia piekielna, która, ku udręczeniu ludzkości, anielską postać chwilami na siebie bierze!...
— Co panu jest?... — zabrzmiał mu nagle nad uchem serdeczny głos Elizy.
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/137
Ta strona została skorygowana.