— Kochany tatuś! — myślała — jemu się zdaje, że spełnia świętą powinność, starając się mnie jak najprędzej wydać za mąż!...
Nagle zasępiło się jej czoło.
— A mama biedna, gdyby żyła, czy i ona pragnęłaby tak bardzo dla mnie tego Turczyńskiego?
Na myśl o matce, serce jej ścisnęło się boleśnie; nie pamiętała prawie matki, lecz zawsze myślała o niej z głębokiem wzruszeniem.
W chwilę potem jej myśl ruchliwa wybiegła w przyszłość.
Zaczęła sobie wyobrażać, coby to było, gdyby się zgodziła zostać żoną Turczyńskiego. Eliza z Horoszkiewiczów Dębina-Turczyńska! Ha! ha! ha! Jak to zabawnie! I cobym ja właściwie z tym Dębiną-Turczyńskim, prócz nazwiska, miała wspólnego?...
— Nie! nie! nie! po stokroć nie! Eliza Horoszkiewiczówna wyjdzie za mąż z miłości — mówiła w myśli, jakby przekładając to dobitnie jakiemuś oponentowi; — a jakże, wyjdzie koniecznie, wcale się sakramentu małżeństwa nie wyrzeka, ale nie za pana Turczyńskiego, o! nie! Ten mój przyszły, ten „najmojejszy,“ to będzie taki miły, taki bardzo miły, taki kochany!... bardzo, bardzo kochany!... A tymczasem Eli dobrze jest w domu, ojciec gderze ot! tak sobie, dla zwyczaju, aby okazać, że jest przecież głową domu! Ale chociaż do małżeństwa ją skłania, byłoby mu strasznie smutno bez niej.
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/14
Ta strona została skorygowana.