Teorye te, które od dzieciństwa wbijała w głowę Zosi pani Skalska, nie trafiały w zupełności do przekonania samowolnej trochę i rozpieszczonej dziewczyny.
Zofia lubiła przedewszystkiem hołdy i uznanie; ale czy pochodziły one z ust hrabiego, czy innego śmiertelnika, było to już dla niej rzeczą obojętną. W danej chwili bawił ją niewinny flircik ze Stefanem i to jej wystarczało.
Kwestya matrymonialna była tymczasem na drugim planie; matki w tem głowa, by szukać dla niej stosownej partyi; ona przedewszystkiem szukała wszędzie i we wszystkiem zabawy. Dla zabawy poleciałaby na kraj świata.
Eliza tymczasem, nie wiedząc nic o tem, co mówiły o niej i matka i córka, czuła, że jakaś nić się między Zosią a nią zerwała bezpowrotnie; że przyjaźń, zaklęcia i dziecinne przysięgi, które miały je łączyć na wieki, wszystko to gdzieś się w głąb’ wspomnień oddala, zanika, maleje, blednie...
I nagle uczuła wielki smutek w duszy; pierwsze to było rozczarowanie, jakiego zaznała w życiu; pierwsza niesprawiedliwość, która jak cierń głęboko zadrasnęła młode serce.
Nie wyznawała sama przed sobą, że zobojętnienie Edwarda sprawiało jej również przykrość ogromną, coś więcej nawet, jakiś cichy, tępy ból...
Nie kochała go przecie; był to jakby przedświt miłości, a nie miłość sama, a jednak... Przy-
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/144
Ta strona została skorygowana.