Był to w nim kapitał naturalny, z tych nietkniętych prawie, nieeksploatowanych, jak ruda, leżąca gdzieś w głębiach ziemi.
W sferze, w jakiej urodził się i żył hr. Morliński, już sam fakt, że nie był utracyuszem, ani hulaką, dawał mu markę człowieka „rangé;“ było to więcej prawie, niż ów wielce pobłażliwy światek zwykł wymagać. Pracować dla chleba nie potrzebował, wdawać się w afery przemysłowe nie miał ochoty, gdyż za leniwym był na to, aby się kwestyami finansowemi zbytecznie zajmować. Talent swój malarski traktował z lekką ironią, nie przywiązując doń wielkiej wagi, chociaż swego czasu poświęcił parę lat poważnym studyom.
Ludzie, niemający naturalnego bodźca do pracy, jakim jest konieczność, ludzie, których zmora nędzy do niej brutalnie prawie, od lat najmłodszych nie wdrożyła, rzadko kiedy chęć działania, uparte dążenie do celu sztucznie w sobie wyrobić potrafią.
Większość zadawalnia się dyletantyzmem, zatrzymując się w połowie drogi, pierwszym lepszym szkopułem motywując przed sobą owo folgowanie, właściwe lenistwu myśli.
Dla wielu bodźcem do czynu bywa chęć zdobycia rozgłosu.
Sława!... lecz, jak mówi poeta:
Sława! Cóż to jest sława? Dym, bańka mydlana,
Dzisiaj głośna wśród świata, jutro zapomniana,