— Coś pośredniego między dżokiejem a małpą — zaśmiał się hr. Michał.
— Ach, wujku!... Jak to musiało być zabawnie!... To znaczy, że można z nim było chodzić do stajni i łazić po drzewach, a mademoiselle nigdy nie pozwala.
— I dobrze robi! Słusznie robi! — powtarzał machinalnie hr. Michał, odstępując na parę kroków w tył, by się lepiej przyjrzeć swej pracy.
— A jabym wolał, wujku, takiego Johna — upierał się Januszek.
— A Milusia wujka Misia ot tak kocha! — odezwał się ni stąd ni zowąd drugi bebuś, rozkładając szeroko milutkie, pulchne, obnażone rączyny.
— A wujek Milusię ot tak kocha! — odparł hr. Michał, rzucając paletę i unosząc dziewczynkę wysoko w górę, a potem okręcając się z nią po pokoju.
Na tę właśnie scenę nadeszła pani Mena.
— Ależ ty ich psujesz niemożliwie, mój drogi! — zawołała już od progu, dostrzegłszy, że Januszek jest w trakcie robienia z siebie Indyanina, a biała batystowa sukienka Milusi znajduje się w blizkiem sąsiedztwie olbrzymiej palety. — Widzisz!... A mnie robisz uwagi, że dzieci prowadzić nie umiem!...
I odbierając Milusię z rąk brata, poprawiała jej jasne, rozwichrzone włosięta nad czołem.
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/151
Ta strona została skorygowana.