Januszek tymczasem, chcąc ukryć ślady swych zbrodni, wycierał pośpiesznie ręce o swe marynarkowe ubranie.
— Januszek niech mi w tej chwili idzie do mademoiselle i powie, by go umyli i świeże włożyli ubranie! — wołała rozpaczliwie młoda matka. — Za karę tam zostaniesz i więcej tu nie powrócisz!
— Mamusiu! Maman chérie! — wołał chłopak rozpaczliwie. — Ja nie chcę mademoiselle! Ja chcę mieć Johna!...
— Johna?... Co to znaczy?
— Ja chcę, mamusiu, mieć Johna, bo wujcio, jak był mały, to miał Johna; a mademoiselle jest niedobra... i... Januszek jej nie lubi!...
— Cicho bądź, Janusz! Ryby i dzieci głosu nie mają! Marsz na dół! — rzekł hr. Michał, starając się przybrać srogi wyraz twarzy.
— Swoją drogą malec ma racyę — szepnęła Mena jakby do siebie, gdy się Januszek oddalił. — Bez porównania lepiejby było, gdyby męska dłoń nim kierowała. Muszę o tem pomówić z Ludwikiem.
Usiadł awygodnie na tureckiej otomanie, obok siebie posadziwszy Milusię, która zajęła się przeglądaniem oprawnego tomu illustracyi francuskiej.
Tego dnia właśnie Wodzianiecki miał przyjechać, ale konie, wysłane na stacyę, przywiozły tylko telegram, że jeszcze przyjazd na dni
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/152
Ta strona została skorygowana.