— Nie powiem! — rzekł krótko.
Mena roześmiała się nagle głośno; w śmiechu tym jednak na dnie dźwięczały łzy.
— Zabawny jesteś, Misiu!... Cha! cha! cha!... bardzo zabawny! „Kato Censorius!“ Cha! cha! cha! „Epatant!...“
A Milusia, którą znudziło już mocno przeglądanie wielkiej księgi, zsunęła się szybko z kanapy; rozbawiona śmiechem matki, klaskała w rączki i powtarzała, zabawnie usteczka składając:
— Epata!... Epata!... Epata!...
∗
∗ ∗ |
Tegoż dnia wieczorem pani Mena pojechała do Szumlanki. Panowie Kulasińscy, jakby wiedzeni przeczuciem, że są pożądanymi w sprawie teatru gośćmi, nadjechali tam również.
Wyglądali „rozciągnięci na cztery szpilki“ — jak mówiła żartobliwie Zosia, tłómacząc dosłownie francuskie wyrażenia.
Była to elegancya, a raczej fanfaronada uosobiona.
Starszy z nich, Zdzisław, „robił“ zakochanego w pani Menie, bo uważał, że do dobrego tonu należy kochać się w mężatce. Młodszy, Leon, „Lelusiem“ powszechnie zwany, znajdował się zupełnie pod wpływem starszego brata, chociaż usposobienie jego było właściwie innem — i gdyby