rzy Lelusia przebijał najczystszy typ słowiański. Te duże jasno-niebieskie, poczciwe w gruncie oczy i czarnego koloru wąsik zdradziłyby nawet na krańcu świata spotkanego wołyńskiego szlachcica.
Zdzisław miał typ więcej kosmopolityczny, o który mu zresztą bardzo chodziło; oburzyłby się mocno, gdyby się dowiedział, że hr. Miś, o którego przyjaźni opowiadać zwykł szeroko, i jego też przydomkiem obdarzył. Nazywał go „nos Budki“ (nasze Budki); i to się jakoś tak prędko utarło, że ani się domyślano, skąd się ta nazwa wzięła; przystała jednak do starszego Kulasińskiego, jakby już z nią na świat przyszedł; niektórych bowiem w okolicy drażniły niezmiernie wieczne przechwałki pana Zdzisława i jego arogancko przymrużone oczy, któremi zdawał się krytykować wszystko ze stereotypowym sceptycznym uśmiechem.
Chociaż szeroko mówił o atawizmie rycerskich przyzwyczajeń, napomykał zlekka o błękitnej krwi swych przodków, wiedziano, że Kulasińscy, szlachta zagonowa, dziedzicami byli stosunkowo od niedawna, gdyż dziad ich był leśniczym u księcia S... Ale że u nas dość jest chcieć odegrywać rolę „pana,“ aby „fanaberya,“ która razi w pierwszem pokoleniu, w drugiem już przestała dziwić nawet ludzi dokładnie ze stanem rzeczy obeznanych, — więc panowie Kulasińscy
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/158
Ta strona została skorygowana.