— Jego pokój po tamtej stronie sieni — mówiła stara, czytając w jej wzroku pytanie, — tam pewno kolega dyżuruje przy nim, bo jego bardzo kochają!... Doktor Razowicz dwa razy na dzień tu wpada.
Elizie te słowa dodały otuchy; opuściła ją przygnębiająca myśl o samotności, w jakiej brat mógłby być pogrążony.
— Jacy dobrzy! — szepnęła serdecznie, zawsze rada optymistycznie patrzeć na świat i ludzi.
— Zaraz poproszę tutaj tego pana — rzekła staruszka — i zobaczę zarazem, czy brat wasz śpi. — I to mówiąc, naciągnęła znów ciężką chustkę na głowę i wyszła do sieni.
Eliza po chwili słyszała pukanie jej do drzwi przeciwległych, potem szept przytłumiony dwóch głosów ją doleciał — i serce zabiło jak młotem. Drzwi się otwarły i stanął w nich brunet o twarzy śniadej, rysach twarzy pociągłych, oczy miał duże, głębokie, wysmukły był, więcej niż średniego wzrostu, tak, że przestępując próg, musiał trochę uchylić głowę, by się o nizki odźwierek nie uderzyć.
Podszedł ku niej żywo, i ujmując jej rękę, rzekł serdecznie:
— Przybyła pani do nas! Jakże rad jestem! Tadeusz niezmiernie się ucieszy. Tylko trzeba ostrożnie go przygotować; on nic nie wie, że telegram wysłałem. Bolesław Przełęcki — dodał
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/179
Ta strona została skorygowana.