Bolesław śledził ze wzrastającym podziwem jej wiotką postać, uwijającą się cicho a zręcznie, pamiętającą o każdem zleceniu lekarza, przewidującą i zapobiegliwą.
— Jednak kobiety mają jakąś wrodzoną pod tym względem intuicyę! — powtarzał nieraz. — Panna Eliza tak świetnie umie się obchodzić z chorymi, jak gdyby co najmniej przeszła kursa felczerskie.
— Wie pani — rzekł jej raz żartobliwie, — gdy już Tadeusza postawimy na nogi, jedźmy razem na medycynę! Będzie z pani kiedyś taki doktorek, aż miło!
Eliza uśmiechnęła się słodko, i kręcąc główką, odrzekła:
— Byle nam tylko ten nasz pacyent kochany już więcej nie dostarczył praktyki.
Tydzień upłynął od dnia przybycia Elizy; Bolesław czuł, że nie było racyi wyjazdu odkładać, gdyż Tadeusz już o swojej sile zaczął się podnosić i doktor pozwolił mu w drodze łaski przesiadywać potrosze w dużym fotelu, który poczciwa gospodyni w tym celu u znajomych swych zdobyła.
Z domu zasypywano Bolesława naglącymi listami i depeszami, zapytując, dlaczego nie przyjeżdża.
Tadeusz, chociaż z żalem, myślał o rozstaniu ze swym druhem serdecznym; jednak sam mu przypominał, że jechać powinien, że każdy
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/185
Ta strona została skorygowana.