był też parę razy zaproszony na ucztę. Dla niego specyalnie przyrządzone były pierogi z serem, słoninką świeżą oblane.
Proste te, niewykwintne potrawy miały pewien właściwy sobie urok, a miła gosposia z fartuszkiem u pasa umiała przytem tak jakoś estetycznie stół przybrać i całe mieszkanko przy pomocy drobnych na pozór zmian urządzić, że wyglądało zupełnie inaczej, niż przedtem.
— Skarb! skarb prawdziwy ta wasza siostra! — wołał Razowicz. — Horoszkiewicz w czepku się rodził, że mu taka siostrzyczka jak z nieba tu spadła. Niechby tak na mnie na przykład choroba!... Sam jeden, jak palec! Pies kulawyby o mnie się nie zatroszczył!...
— Bo już, Bogiem a prawdą, poraby wam dawno o ożenku pomyśleć! — rzekł Tadeusz.
— Czasu niema na to!... Czasu niema! Czekam, aż sama mi się oświadczy która! — mówił Razowicz. — Ale gdzie tam! Takich jak ja nie lubią kobiety! Ja już wysortowany! Niema co! Samemu wypadnie pozostać na zawsze. A zresztą — dodał — może i lepiej; bo czy to przy teraźniejszym porządku rzeczy kobietę poznać można? Któraż panienka w salonie nie jest miła i dobra?... choć do rany ją przyłóż! A skąd się biorą złe żony? To już tajemnica! Żeby poznać, co warta jest kobieta, trzeba ją widzieć w tak niezwykłych warunkach na przykład, w jakich się panna Eliza teraz znalazła! Powia-
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/190
Ta strona została skorygowana.