Aleksy Szklarski był ich chwilowym towarzyszem, lecz mieszkał w malej powiatowej mieścinie.
Bolesław przesunął ręką po czole.
— To dobrze, to dobrze — rzekł z roztargnieniem. — Pragnąłem tego... Trzeba jechać do domu, zobaczyć się ze swoimi, urządzić trochę interesa — mówił pośpiesznie; ale w twarzy jego nie było owego zadowolenia, jakiego oczekiwał po nim Razowicz, zwiastując pierwszy dobrą nowinę.
— Ot! rozproszycie się wszyscy, tylko ja znów sam zostanę. I pani wraz z Tadeuszem za kilka miesięcy też odleci. Oj, panno Elizo! Szkoda mi was będzie, szkoda!
Mówił tak szczerze i tak widać było, że przywiązał się prawdziwie do kółka swoich młodych przyjaciół, że Eliza rzekła serdecznie:
— Będziemy zawsze wspominali pana.
Bolesław stał się tak smutnym, jakby zamiast radości ból miał w sercu. Co chwila zapadał w głęboką zadumę. Widać, że w umyśle swym coś ważył; chodził szerokimi krokami po pokoju, zatapiając rękę w swych bujnych kruczych włosach.
Gdy wrócił do siebie, porządkował rzeczy z jakimś gorączkowym pośpiechem; żal mu było odjeżdżać, chciał przemódz się i postanowił, nie odkładając dłużej, jechać ze Szklarskim. Ten właśnie nadszedł.
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/203
Ta strona została skorygowana.