Układali, jak się na przyszłość urządzą. Dzień cały zeszedł na załatwianiu różnych drobnych spraw i formalności, nieuniknionych przed podróżą.
Wieczór spędził u Horoszkiewiczów wraz z Razowiczem i Szklarskim. Eliza także była smutna i zamyślona; raz mu się wydało nawet, że łzy widzi w jej oczach. Starał się nie patrzyć na nią, aby się samemu nie roztkliwić.
A jeszcze ten Razowicz ze swemi ciągłemi alluzyami do ich uczucia!...
Drażnił go po prostu ten ton jowialny. Doktor traktował ich zupełnie jako parę narzeczonych... A tymczasem...
— Czy ja mogę? Czy ja mam prawo związywać się słowem? — powtarzał sobie znowu Bolesław po raz już nie wiem który.
Tłumił w duszy wyrazy, które się gwałtem cisnęły na usta.
— Niech będzie wolna! Niech nie krępują nas żadne więzy obietnic!... Zaręczyny... pajęczyny. Prosta forma, która czasem jednej ze stron zaciężyć może jak żelazne okowy. Jeśli miłość jest szczera i głęboka, przetrwa lata. Wymagać od niej słowa, kazać czekać aż do chwili, gdy się warunki życia tak ułożą, bym miał nakoniec prawo o sobie pomyśleć, byłoby szaleństwem, gdyż oznaczyć tego terminu nie byłbym w stanie ani dziś, ani jutro, a kto wie? może nigdy nawet. Nie należę do siebie. Tak! Byłoby
Strona:Natalia Dzierżkówna - Ela.djvu/204
Ta strona została skorygowana.